Poszło gładko, bez zbędnych dłużyzn, oczekiwań i przesiadek.
Na pewno osobliwym doświadczeniem była podróż z Łotyszem jego tirem-domem-sterem-okrętem-i-w-ogóle-wehikułem-czasu sprzed 50 lat. Były tam wszystkie „zapachy” i kurze zebrane z miliona przebytych kilometrów (dosłownie). Słuchając jego opowieści, czuliśmy się jak w „Spaleni słońcem” Michałkowa.
