Wylądowaliśmy.
Ledwo ciepli, trochę bladozieloni. Jedyne na co mieliśmy siły, to odebranie bagaży i złożenie naszych wątłych ciał gdzieś w kącie poczekalni lotniska. Po krótkim letargu, wzbogaconym o listę hitów muzyki pop puszczanej w tle, pojechaliśmy do naszej pierwszej w Australii couchsurfingowej gospodyni – Stephanie. Na swoim profilu CS uprzedziła, że ma 'clutter’ (czyt. bałagan). Otóż… tak! Była w tym szczera. 🙂
Te dwa dni spędzone w Darwin upłynęły nam na snuciu się po plaży, wizycie w Muzeum Terytorium Północnego, na targowisku Mindil Beach z rękodziełem i muzyką na żywo. Mimo krótkiego czasu i uciążliwej aklimatyzacji, Darwin wydało nam się przyjemne. Ale okazja na lepsze poznanie jeszcze będzie – przed lotem powrotnym.






☆ Z powodu licznych zagrożeń (rekiny, krokodyle, meduzy, silne prądy…) kąpiel w oceanie należy do rzadkości, więc w większych miastach alternatywą jest często przyoceaniczny zbiornik/basen.