Geograficznie to Góry Północnoalbańskie okrzyknięte mianem Alp Albańskich, dla lokalesów to Góry Przeklęte. I już samo to, jak nazywają je Albańczycy, budzi w nas nieodpartą chęć znalezienia się pośród nich.
Tak, wołają nas Góry Przeklęte, a my nie możemy się temu oprzeć. Trochę jak zakazany owoc.
Przed nami trzy dni wędrówki przez góry, dwie noce na dziko oraz wyzwań i wrażeń co niemiara. Tym bardziej, że zamierzamy zdobyć najwyższy szczyt tej części gór – Maja e Jezerce. Nie inaczej.
***
Dzień pierwszy – dylematy. Rano długo biliśmy się z myślami, czy na pewno chcemy już dziś opuścić mało przyjazne Valbonë. Jednak obietnica najpiękniejszego albańskiego szlaku zwyciężyła.
W związku z tym ruszyliśmy w drogę dość późno. Po kilku kilometrach trafiliśmy na leśną „kawiarenkę”. Przy pysznej kawie opowiadamy gospodarzowi o naszych planach zdobycia Maja e Jezercës, a on patrzy na nas, potem na niebo i mowi: „Dziś nie. Dziś deszcz. Możecie tu spać.” Trudno było zaufać siedząc w palącym słońcu, ale posłuchaliśmy. Dwie godziny później spadł ulewny deszcz.




Dzień drugi – Maja e Jezercës (2694 m n.p.m.). Od jakiegoś czasu przeglądamy mapy, przewodniki i wpisy na forach. Wszędzie, jak jeden mąż piszą, że jest to prawdopodobnie najniebezpieczniejszy szlak Albanii; że jest słabo oznaczony i najlepiej z przewodnikiem, koniecznie w dobrym obuwiu, a na pewno nie dla niewprawionych. …nie, nie możemy sobie tego odmówić. Jesteśmy tak blisko.
Tym razem wstajemy wcześnie i opuszczamy przygodną noclegownię jeszcze w porannych mgłach. Po 1,5 godziny pięcia się w górę docieramy do miejsca, gdzie szlak rozdziela się na Maja e Jezercës i Thethi. Na niebie ani jednej chmury, chwila wahania i już. Na rozstaju dróg wrzucamy w krzaki nasze plecaki, bierzemy tylko małe ze skromnym prowiantem i ruszamy. W sandałach i półbutach.









To był nasz najtrudniejszy szlak. EVER!
Dzień trzeci – zejście do Theth. I znów jest inaczej. I znów pięknie.

